Wyprowadzają przedsiębiorstwa z kryzysów, dając im drugie życie – doradcy restrukturyzacyjni, gospodarczy. Ich działalność od zawsze była potrzebna, ale dopiero od niedawna jest tak bardzo doceniana. Dlaczego? Bo to właśnie oni potrafią odpowiedzieć na pytanie – jak odnaleźć się na rynku, kiedy wszystko przewróciło się do góry nogami? Katarzyna Rogoźnicka i Filip Kiżuk, czyli Kancelaria MOGE są tego najlepszym dowodem.
Przedsiębiorcy odpowiedzialni społecznie – to wyróżnienie, które Północna Izba Gospodarcza przyznała pod koniec roku Państwa firmie. Co złożyło się na tę nagrodę?
K.R. – Od zawsze byliśmy społecznikami. Regularnie zajmujemy się pomaganiem osobom potrzebującym. Założyliśmy nawet Fundację Pełną Ciepła, która w pewnym sensie, uzupełnia naszą ofertę. W czasie pandemii nic się nie zmieniło. Wspieraliśmy szczecińskie hospicjum, dzieci na Syberii, siostry zakonne opiekujące się polskimi rodzinami w Kazachstanie, ale też pojedyncze osoby – samotne matki, przedsiębiorców… Nasze działania doceniła Północna Izba Gospodarcza i przyznała nam wyróżnienie. Zresztą nie tylko nam, wśród wyróżnionych było jeszcze kilka innych firm. Cieszymy się z tego, bo to oznacza, że w Szczecinie potrafimy sobie pomagać.
F.K. – Działamy na wielu polach. Prowadzimy doradztwo prawne i gospodarcze. Nasze usługi są skierowane do przedsiębiorców, którzy potrzebują wsparcia na różnych etapach prowadzenia firmy – chcą zainwestować, potrzebują pomocy w obszarze zatrudnienia czy w mediacjach, mają kłopot z rozwikłaniem sporów prawnych, chcą odzyskać należności, szukają miejsca do czasowego oddelegowania pracowników, aby uniknąć zwolnień. To przykłady sytuacji, kiedy możemy wkroczyć i zaproponować szereg działań mających na celu poprawę funkcjonowania i zabezpieczenie przedsiębiorstwa.
Doradztwo gospodarcze i pomoc prawna to usługi dla każdego? Czy trzeba być firmą np. z odpowiednim stażem na rynku, by móc z nich skorzystać?
K.R. – Usługi naszej kancelarii są skierowane do wszystkich przedsiębiorców – bez względu na rozmiar czy rodzaj prowadzonej działalności. Zauważamy, że najczęściej trafiają do nas małe podmioty, które przy naszym wsparciu nabierają rozmachu. Można powiedzieć, że jesteśmy manufakturą dużych przedsiębiorców (uśmiech).
A czy przedsiębiorcy są tego świadomi? Czy wiedzą na czym polega wsparcie gospodarcze?
F.K. – Niestety, ale świadomość wciąż jest bardzo mała. W Polsce mamy tendencję do robienia wszystkiego na własną rękę. Na Zachodzie, na rynkach dojrzałych, wygląda to zgoła inaczej. Każda decyzja przedsiębiorcy jest poprzedzona akceptacją doradcy. To usługa wkalkulowana w biznes. U nas to często ostatnia deska ratunku.
K.R. – Ludzie dzielą się na trzy grupy. Na tych co wypierają problem twierdząc – jakoś się ułoży, tych co wraz z pierwszym wezwaniem do zapłaty wpadają w panikę i poddają się oraz tych, którzy zaczynają drążyć temat, nawet jeśli nie mają odpowiedniej wiedzy. Na szczęście obserwujemy, że ta trzecia grupa staje się coraz liczniejsza. Przedsiębiorcy to mądrzy ludzie.
Z czego to wynika?
K.R. – Przez ostatnie 10 lat w naszym kraju nie było bessy. Prawie nikt nie myślał o takich usługach jak optymalizacja czy restrukturyzacja. Kiedy nastąpiło załamanie rynku wielu przedsiębiorców wpadło w panikę. Odnalezienie się w nowej sytuacji stało się olbrzymim wyzwaniem. Frustracja zaczęła mieszać się z niepewnością, a na horyzoncie pojawiły się pytania, o których nigdy wcześniej nie trzeba było myśleć.
W takim razie jak zmienił się front działań kancelarii w ostatnim roku?
K.R. – Analiza całości przedsiębiorstwa pod kątem rozwoju i inwestycji, szukanie finansowania czy kontakty z bankami i funduszami – do czasu wybuchu pandemii były głównymi obszarami naszego działania. W tej chwili, można powiedzieć, że przeszliśmy na drugą stronę barykady. Pracujemy przede wszystkim w zakresie działań prawnych, optymalizacyjnych i restrukturyzacyjnych. Choć oczywiście cały czas zgłaszają się też przedsiębiorcy z nadwyżkami budżetowymi, szukający alternatywy inwestycyjnej.
Restrukturyzacja, to szereg olbrzymich zmian, a jak wiadomo nikt nie lubi zmian. Przedsiębiorcy łatwo się temu poddają?
F.K. – Uważam, że jeśli mamy przepisy dotyczące restrukturyzacji, ale z nich nie korzystamy to znaczy, że jesteśmy wśród przedsiębiorców uprzywilejowanych, czyli takich których biznesy wypłynęły na koronawirusie albo nie mam wiedzy w tym zakresie. To prawda, nikt nie lubi zmian, ale ważne jest, aby się nie ograniczać i nie zamykać. Przepisy dotyczące pandemii pozwalają m.in. na odroczenie zobowiązań względem innych podmiotów, celem stworzenia planu na rozwiązanie problemów. Tym planem jest właśnie restrukturyzacja. Nagromadzenie kłopotów powoduje, że przedsiębiorcy często zapominają o potrzebie zarobku. Skupiają się jedynie na konieczności gaszenia kolejnych “pożarów”. Oceniając sytuację z boku, na chłodno i dopasowując model biznesowy do panujących realiów można rozwiązać więcej, niż jeden problem – a przecież o to chodzi.
O jakiej skali zmian mówimy? Czy moglibyśmy podać tu przykład?
F.K. – Wyobraźmy sobie firmę zajmującą się handlem. Dotychczas działała jedynie stacjonarnie. Pandemia sprawiła, że trzeba było zamknąć wszystkie jej punkty, co odcięło przedsiębiorcę od zarobku. To moment kiedy należy zadać sobie pytanie – a może przeniosę się do internetu? A następnie zacząć działać. Podobnych przykładów jest wiele, a wniosek ten sam – zawsze są dostępne mechanizmy, które pozwolą poukładać biznes na nowo.
Co dzieje się w sytuacji kiedy przedsiębiorca, mimo wszystko, nie zdecyduje się na zmianę?
F.K. – Najczęściej dochodzi do efektu domina. Przewraca się jeden klocek i popych kolejne. Rynek zapada się.
K.R. – Trzeba zdać sobie sprawę, że wielu przedsiębiorców obecnie przechodzi przez podobne kryzysy. Nie spinają miesięcznych kosztów, nie generują zarobku, nie spłacają długów, w tym długów z poprzednich sezonów, ale podtrzymują współpracę z innymi. A inni działają zupełnie jak oni. Nie zarabiają i nie płacą, bo ich kontrahenci tak samo nie zarabiają i nie płacą. Nasz w tym rola, by to wszystko poukładać.
Który moment jest tym momentem, w którym przedsiębiorca powinien chwycić za słuchawkę i powiedzieć – dalej nie dam rady, potrzebuję pomocy?
F.K. – Pierwsze sądowe wezwanie do zapłaty i świadomość braku funduszy na dalszą działalność to czynniki, które powinny wywołać tę reakcję. W rzeczywistości klienci zgłaszają się do nas w trzech sytuacjach: zanim pojawi się problem, kiedy sami podjęli walkę i kiedy utracili kontrolę nad tym co się dzieję. Praktycznie na każdym etapie możemy pomóc, mechanizmów jest sporo.
Do tego wszystkiego dochodzi czas. Dzień, tydzień, miesiąc – jak szybko można spodziewać się rozwiązania problemu? To z pewnością kwestie indywidualne, ale na co przedsiębiorca powinien się nastawiać?
K.R. – Przeciętnego problemu nie da się załatwić w dzień, tydzień lub nawet dwa tygodnie. Klienci, którzy zwracają się do nas ze sprawą “na wczoraj” muszą mieć świadomość, że miesiąc lub półtorej to minimalny czas, który pozwoli uzyskać pierwsze wartościowe rezultaty. Oficjalne pisma, wstępne rozmowy z wierzycielami, analiza dokumentacji finansowej to coś czego nie da się przyśpieszyć. Zdarza się, że klienci myślą, iż wystarczy jedna wizyta w kancelarii, by uporać się z kłopotami. I nie zaprzeczę, że tak nie jest, bo mamy gro przypadków, gdy uświadomienie problemu było realną pomocą, ale w znacznej większości, potrzeba bardziej stanowczych i rozbudowanych ruchów.
Ostatnie miesiące nie były łatwe, a jakie są rokowania na przyszły rok?
F.K. – Myślę, że przed nami czas odbudowy. Pandemia, przy pesymistycznym założeniu, skończy się pod koniec przyszłego roku. Ostatnie miesiące przewróciły wszystko do góry nogami – przewróciły całe firmy i sposoby myślenia, przewartościowała nasze priorytety. Wydaje mi się, że teraz musimy odnaleźć się w tej rzeczywistości i pogodzić z nią. Dlatego chciałbym, abyśmy wspólnie postarali się znaleźć rozwiązanie. Nikt nie zna się lepiej na swoim biznesie, niż właściciel tego biznesu, ale właściciel biznesu nie musi znać się na otoczeniu biznesu. Od tego jesteśmy my.
K.R. – Wśród naszych klientów są klienci, którzy przeżyli po kilka kryzysów. Teraz są świadomi, że znaleźli się w trudnej sytuacji, która szybko nie minie, ale potrafią na wszystko patrzeć z dystansem. Jak mówią – po każdej burzy wychodzi słońce. Wszystkim życzę takiego dystansu, a na pewno ten rok będzie lepszy.